Witam serdecznie! :)
Jak zwykle jest ze mną aparat i kawa :)
Bawię się ostatnio w robienie zdjęć drobnych rzeczy w namiocie bezcieniowym. I dziś o tym troszkę opowiem.
Namiot
bezcieniowy, to coś zupełnie nowego dla mnie. Nie miałam wcześniej
kontaktu z takim sprzętem, ale bardzo mnie zaciekawił. Często
robię zdjęcia, niedużych rzeczy (wys.10-30cm) , które umieszczam
na blogu i niestety bardzo często nie jestem z nich zadowolona. Nie
zawsze mam do pokazania tak małą rzecz by swobodnie zmieściła się
na parapecie, nie zawsze też dopisuje pogoda, no i nie zawsze mamy
odpowiednią porę roku (zima się zbliża, większość dnia będzie
ponuro i ciemnawo) – namiot może się przydać. No dobrze ,ale
jak to ugryźć???
Postanowiłam,
że zajmę się tym po kolei, czyli zacznę od rozłożenia sprzętu.
Zaczynam
z takim zestawem:
Od razu widać, że namiot to nie tylko namiot :)
Namiot
Forma
namiotu zamykanego w teczkę bardzo mi się podoba!!! Super się
rozkłada, a jak już nie jest potrzebny zajmuje naprawdę mało
miejsca. Ścianki są łączone na mocne rzepy, więc jak już go
ustawimy jest bardzo stabilny. Tylna ściana pozostaje czarna, a dół
pusty. By to zakryć montujemy tło, tu także pomagają rzepy.
Mamy do wyboru 4 kolory – są w zestawie z namiotem – biały,
czarny, czerwony i niebieski.
Lampy
Najpierw
montuję klosze na statywach. Początkowo wydają mi się
niekompatybilne, ale jednak się spasowują, a po skręceniu, ładnie i sztywno siedzą na swoich miejscach.
Żarówki montuję na końcu. Mam w domu małe dzieci i wolę by ich
nie potłukły. Po użyciu nie zdejmuję kloszy ze statywów, ale
same żarówki wkładam do pudełek – tak wydają się
bezpieczniejsze.
Czas rozstawiania sprzętu
Wydawało
mi się, że rozkładanie takiego sprzętu zajmuje strasznie dużo
czasu, a przynajmniej nieproporcjonalnie dużo do czasu wykonywania zdjęć. Jednak, już po zapoznaniu się z tym co ma – zrobiłam to z zegarkiem w ręku –
porównałam budowanie niestabilnych konstrukcji na parapecie z
rozkładaniem namiotu i reszty osprzętu. Różnica niewielka,
komfort pracy lepszy i efekt pewniejszy.
Uśredniony czas przygotowania miejsca pracy: 3-4 minuty (bez wyścigów oczywiście, moim, raczej powolnym i niespiesznym tempem).
Zestaw w użyciu wygląda tak:
Najlepiej pracuje mi się w
przedpokoju, gdyż mam tam sporo przestrzeni, jednak przyznaję, że
spokojnie mieści się na dużym stole w salonie (wygodniejsze jest to o
tyle, że nie muszę klękać do robienia zdjęć) a także na łóżku w
sypialni.
A tak natomiast przechowuję go w szafie:
Pierwsze
foty robiłam bez jakichkolwiek ustawień, po prostu na trybie
automatycznym. Jednak od razu zaczęło przeszkadzać mi tło, które
było złożone w prostokąt i zapakowane w woreczek, więc zostały
na nim zagniecenia.
(z właściwości: f /5,6; ISO 400)
Prasowanie tła
Nie da się tego uniknąć gdy chcemy by tło było gładkie i na fotografii nie było widać załamań ani zagnieceń. Tła załączone do namiotu mają dwie strony - jedna jest matowa "lekko mechata", druga gładka i bardziej błyszcząca. Prasowałam przez wilgotną bawełnianą ściereczkę. Zdecydowanie lepsze efekty uzyskujemy prasując stronę błyszczącą.
Tu, na kolorze granatowym porównawcze zdjęcie. Nawet lekkie i niezbyt dokładne przeprasowanie daje, wg mnie, dużą i "wartą zachodu" różnicę.
(tryb "portret"; f/ 4,5; ISO:200 // f/4,5; ISO:100)
Tła, po wyprasowaniu nie ma co składać znów w kostkę, najlepiej je zrolować i tak później przechowywać.
***
Zdjęcia w namiocie to ciekawe zajęcie, nie jest super łatwe, ale na pewno będę nad tym pracowała. Już od początku widać, że magia tkwi w świetle, które naprawdę fajnie potrafi pomóc nocą czy wieczorem i imitować słoneczko. Zdjęcia nie są idealne, ale pamiętajcie: UCZĘ SIĘ! :)
Pozdrawiam, Beata